czwartek, 26 stycznia 2012

Relacja video!

Nareszcie! Z prawie 3-tygodniowym poślizgiem i przy wydatnej pomocy brata Janka udało się zmontować, a następnie umieścić w sieci filmik z relacji odbioru samochodu. Prawie kilka godzin materiału zostało skrócone do zaledwie 9 minut, aby w przystępny i szybki sposób przedstawić to, co działo się tego pamiętnego dnia. Z uwagi na stosunkowo niewielkie doświadczenie w edytowaniu filmów proszę o wyrozumiałość i uwagi! Tymczasem zapraszam do oglądania.

Podziękowania też dla dwóch Piotrków, którzy w dużym stopniu przyczynili się do powstania tego filmu i jego barwności. I to nie tylko dlatego, że Jasny miał czerwoną kurtkę :-)



sobota, 14 stycznia 2012

Działania na innym froncie

Ostatni tydzień minął z prędkością światła, głownie ze względu na bardzo napięty tydzień w pracy – zamknięcie roku i audyt skutecznie powstrzymywały mnie z dala od samochodu. Pocieszające jest to, że nie zdołały mnie powstrzymać kompletnie i moje myśli często krążyły w kierunku Corolki.
Postanowiłem podjąć działania wspomagające projekt, o których myślałem jeszcze zanim faktycznie stałem się właścicielem samochodu. Przede wszystkim chciałem napisać do firmy Toyota, ale nie do polskiego oddziału, a do centrali. Centrala znajduje się w Japonii więc wszedłem na japońską stronę korporacji, jednak automatycznie zostałem przekserowany na stronę globalną. Tam starałem się znaleźć opcję kontaktu, ale niestety poza standardowym zestawem FAQs nie było nic. Zapukałem więc pod inny, tym razem amerykański adres. Na wstępie przedstawiłem się, a następnie pokrótce (tak na 5 000 znaków :-)) opisałem, dlaczego postanowiłem do nich napisać i skierowałem moje prośby o pomoc. Nie prosiłem o wiele, tylko o:
- dokładną liczbę samochodów Toyota Corolla KE30 w Polsce,
- schematy, zdjęcia, dokumentację, instrukcje oraz wszystko co pomogłoby mi w realizacji projektu,
- możliwość sprawdzenia gdzie i kiedy moja Toyota przyszła na świat oraz kto i gdzie stał się jej pierwszym właścicielem,
- wsparcie w kwestii części zamiennych,
- kontakt do osoby, która byłaby w stanie pomóc mi w przypadku jakichkolwiek problemów technicznych.
            W odpowiedzi dostałem bardzo miłego, chwalącego mój entuzjazm maila, a z drugiej strony nastąpiło zderzenie ze sztywnymi korporacyjnymi zasadami, które nakładają na każdy oddział odpowiedzialność za kraj, w którym operują. Zasugerowano mi zatem, żebym udał się na stronę www.toyota.pl i korzystając z podanych adresów kontaktowych spróbował uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. Tak też uczyniłem.
                Jednak i ze strony polskiego przedstawiciela Toyoty spotkał mnie zawód. W odpowiedzi utrzymanej w bardzo formalnym tonie dowiedziałem się, że w Toyota w Polsce rozpoczęła działalność w latach 90-tych i nie posiadają żadnej dokumentacji sprzed tego okresu. Nie mieli również możliwości przekazania żadnych danych odnośnie „przedmiotowego samochodu”. Na odchodne zapytałem jeszcze czy może wiedzą do jakiej komórki lub osoby w obrębie korporacji mógłbym złożyć tego typu zapytanie. Dowiedziałem się, że na japońskiej stronie Toyoty być może będę mógł znaleźć to czego szukam. Aha – dziękuję. Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć, że ktoś nie musi się emocjonować tak jak ja tą całą sprawą, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wszystko to było zrobione  na „odczep się” i w ogóle nie dało się wyczuć najmniejszej chęci pomocy. Tak łatwo się nie poddam i będę szukać dalej!
Cały czas uparcie staram się stworzyć tę video relację i mam nadzieję, że z końcem weekendu się uda!

Homecoming

W sobotę, 7 stycznia, udało się wstać o odpowiedniej porze ok. 5:40. Poprzedniego wieczoru starałem się odpowiednio przygotować, ale w TV leciał Władca Pierścieni i w sumie nie do końca mogłem się skupić. Dodatkowo dzwonił Pan Piotr (jeszcze "pan", ponieważ oficjalnie przeszliśmy na "ty" w sobotę;-)) odnośnie umowy i opowiadał o trzęsieniu ziemi, które nawiedziło okolice Kalisza. Jak nic była to reakcja związana z planowanym następnego dnia odbiorem samochodu :-). Z właścicielem rozmawialiśmy stosunkowo długo snując jeszcze przyszłościowe plany związane z Toyotą KE30. Wracając do meritum. Rano jeszcze dorzuciłem trochę ciepłych ubrań, które miały być potrzebne w przypadku powrotu samochodem do Warszawy. Tak przygotowany wyszedłem czekać na Piotrka w umówionym miejscu.

Wyjeżdżając z Warszawy mieliśmy mały problem, bo wszystko w budowie z czym nieaktualna mapa w GPS-ie nie potrafiła sobie poradzić. Ostatecznie trafiliśmy jednak na odpowiednią drogą, później na autostradę A2 i około 10:15 byliśmy już w Kaliszu. Okazało się, że Pan Piotr nie wierzył aż tak bardzo w naszą motywację, spodziewając się nas około 11 przez co w chwili naszego przyjazdu zajmował się osobistymi sprawami. Korzystając z pomocy nawigacji dotarliśmy na osiedle, na którym poznałem parking ze zdjęć, które były zamieszczone na aukcji Allegro. Chwilę zajęło nam znalezienie wjazdu na ów parking, ale później, bez większych problemów znaleźliśmy cel naszej podróży.

            Po 15 minutach pojawił się właściciel i nastąpiła oficjalna prezentacja. Zaraz po niej zaczęliśmy działania zmierzające do odpalenia Toyoty. Piotr wsadził do niej akumulator, który podładowywał 2 dni wcześniej, ale okazało się, że jest kompletnie rozładowany. Przystąpiliśmy zatem do podpięcia akumulatora kablami z akumulatorem z samochodu Piotra. Jednak i to na niewiele się zdało. Zdycydowanie Toyota przejawiała symptomy onieśmielenia. Kolejne podejście było już zakładało podpięcie Toyoty bezpośrednio pod akumulator Piotra. Przez ułamek sekundy silnik działał, ale na tym próba się skończyła. Piotr stwierdził, że najwyraźniej paliwo jeszcze nie dotarło do silnika i wlał bezpośrednio do gaźnika odrobinę benzyny. Po tej czynności silnik udało się odpalić bez najmniejszych problemów. Włączyliśmy wszystkie światła i uradowani takim obrotem sprawy postanowiliśmy skierować nasze kroki do TESCO w celu zakupu nowego akumulatora. Nie uszło naszej uwadze piękne słońce, które tego dnia świeciło nad Kaliszem. Do tego momentu wszystko szło zgodnie z planem.

            Będąc już w TESCO wybraliśmy odpowiedni model. Okazało się, że był to model prawy plus (P+), a poprzedni akumulator był lewy plus (L+). Poinstruowany dzień wcześniej przed tatę pamiętałem, żeby zwrócić na to uwagę, ponieważ mogłoby się okazać, że przewody akumulatorowe nie sięgnęłyby odpowiednich biegunów. Załatwiając możliwość zwrócenia akumulatora w przypadku jakichkolwiek problemów, zostawiliśmy stary do utylizacji i pojechaliśmy z powrotem na parking.

            Tak szybko przystąpiliśmy do działania uważając na odpowiedni podpięcie przewodów i… niestety nie udało się. Wszystkie nasze zabiegi spełzły na niczym. W ogóle nie zapaliła się kontrolka akumulatora. Po sprawdzeniu bezpieczników okazało się, że jeden z nich jest uszkodzony. Przystąpiliśmy do akcji poszukiwawczej. Z racji tego, że bezpieczniki te są stosunkowo wiekowe można je dostać wyłącznie w sklepach elektronicznych. Udało nam się za 4 razem. Na wszelki wypadek wziąłem całe pudełko :-). Po wymianie nie było jednak zmian i doszliśmy do punktu, w którym nie widzieliśmy większego sensu zwlekania z tym co nieuniknione. Żaden z nas nie posiadał stosownej wiedzy, sprzętu, ani narzędzi, aby dokładnie zbadać przyczynę awarii, a dodatkowo porządnie już zmarzliśmy, więc zadzwoniłem do Pana Andrzeja, który zgodnie z danym słowem zgodził się przyjechać.

            Czekając na lawetę dokonaliśmy niezbędnych formalności przypieczętowanych gorącą herbatą, „pokazowymi” faworkami, a także pysznymi kanapkami. Za tę uprzejmość serdecznie dziękuję mamie Piotra, Pani Grażynie. Otrzymałem też dokument bonusowy od Piotra, a mianowicie zaświadczenie o tym, że spełnił on wszystkie wymagane formalności stojące na drodze do uzyskania samochodu z parkingu policyjnego. W ten sposób kolejna część historii samochodu została ujawniona :-).

            Przypadło mi w udziale wprowadzenie Toyotki na lawetę i muszę przyznać, że pierwsza jazda, choć nie taka jak sobie ją wyobrażałem, była bardzo udana :-). W czasie kiedy Pan Andrzej uwijał się zabezpieczając samochód na lawecie nastąpiło oficjalne i historyczne przekazanie kluczyków przez Piotra. Obyło się bez łez, aczkolwiek dla Piotra były to ciężkie chwile i wspominał już wcześniej, jakim to dziwnym uczuciem będzie patrzenie na parking bez możliwości znalezienia tam Toyoty Corolli. Pewien okres się kończy, inny się zaczyna. Oczywiście Piotr ma bezterminowe zaproszenie na odwiedziny :-). Pożegnaliśmy się wszyscy i ruszyliśmy z Piotrkiem w podróż powrotną do Warszawy.

            Tam już przed 19 zjawił się Pan Andrzej na placu przed wjazdem do parkingu podziemnego. Nie było szans wjechać do środka ze względu na znajdujące się na dachu koguty, więc zepchnęliśmy Toyotę na ulicę i wspólnymi siłami zepchnęliśmy ją do garażu, a później dalej na jej prawowite miejsce.

            Muszę przyznać, że czułem się lekko rozczarowany wydarzeniami sobotniego dnia, a najbardziej tym, że nawet nie było mi dane podjąć wyzwania powrotu Toyotą z Kalisza do Warszawy. Z uwagi jednak na fakt okropnego piszczenia hamulców podczas swobodnego zjazdu do garażu to rozczarowanie uległo zmniejszeniu.

Oczywiście wszystko tak naprawdę może się zmienić po pierwszej oficjalnej, samodzielnej jeździe. Aby podtrzymać optymizm dodam tylko, że wieczorem spadł śnieg! Takie zakończenia właśnie się spodziewałem :-)

Wszystko co zobaczyliśmy będzie można oczywiście zobaczyć w relacji video podsumowującej cały wyjazd. W chwili obecnej jest ona w trakcie tworzenia.

Klamka zapadła - jedziemy!

            Dziś rano przeprowadziłem ostateczną konsultację z centrum dowodzenia i otrzymałem wytyczne odnośnie mojego dylematu. Właściwie można powiedzieć, że nie rozwiązywały go one ostatecznie, ale na pewno stanowiły podwaliny całkiem dobrego planu. Chodziło mianowicie o to, żeby poprosić Pana Piotra o zrobienie przeglądu z samego rana o 7, bo gdyby się okazało, że samochód nie przejdzie badania technicznego to po prostu jadę pociągiem i od razu organizuję autolawetę. A z kolei, gdyby Toyotka przeszła badanie to można by wcielić w życie ów śmiały plan powrotu. Zaoszczędziłoby się wtedy przynajmniej trochę pieniędzy i uniknęło stresu przy jednoczesnym opadnięciu wszystkich emocji. Przez ten cały pośpiech zupełnie o tym nie pomyślałem, a byłoby to naprawdę dobrym krokiem.

            Zadzwoniłem do Piotrka, naruszając spokój dnia wolnego od pracy i zapytałem czy jakieś drobne, ewentualnie zmiany planu wchodziłyby w grę. Ze stoickim spokojem odparł, że on już się mentalnie nastawił na wstanie przed 6 więc możemy kontynuować pierwotny plan, ale jak będą jakieś zmiany to nie ma problemu. Obiecałem, że dam mu znać po rozmowie z Panem Piotrem.

            Przed wprowadzeniem go w tajniki planu z badaniem technicznym miałem cichą nadzieję, że uda się go przekonać do kooperacji, ale nie wziąłem jednego ważnego czynnika pod uwagę. Przecież samochód nie posiada ubezpieczenia OC, więc jazda nim wiązałaby się z ryzykiem, bo w końmcu przyciąga wzrok, a do stacji diagnostycznej kawałek by był do przejechania. Argumentując w ten właśnie sposób Pan Piotr sprowadził mnie szybko na ziemię. Nie było jednak wielkiej tragedii, bo przecież i tak pierwotnie rozważałem przyjazd. Porozmawialiśmy trochę o blogu, renowacji samochodu i naprawie silnika, którą przeszedł, dostałem obietnicę przekazania jeszcze jakichś archiwalnych zdjęć i pożegnaliśmy się z nadzieją spotkania dnia następnego.

            Zadzwoniłem tylko do Piotrka i powiedziałem, że żadnych zmian nie ma, widzimy się w okolicach 6 i jedziemy! Prognoza pogody wskazuje na 20% szans na deszcz w Kaliszu jutro, słońce w niedzielę, a śnieg w poniedziałek. Wygląda na to, że się wszystko opóźniło się o jeden dzień :-). No trudno, postaramy się wyczarować słońce naszym dobrym humorem.

            Na chwilę obecną plan operacji homecoming wygląda następująco:
- ok. 6 rano wyjazd z Warszawy do Kalisza
- przyjazd na miejsce w okolicach 9-10
- podpisanie umowy sprzedaży
- zakupienie ubezpieczenia OC
- pojechanie na badanie
- zakupienie nowego akumulatora i piór do wycieraczek (to ewentualnie możemy zrobić przed badaniem)
- podróż powrotna do Warszawy

            Jak to się wszystko zakończy nie wie chyba nikt. Wszystko zweryfikuje jutro życie. Trzymajcie kciuki i śledźcie wydarzenia czy też zwroty akcji na bieżąco na facebooku.

Operacja "homecoming" - przygotowań ciąg dalszy

            Wreszcie udało mi się nadgonić czas i sprowadzić czas wpisów, żeby odzwierciedlały bieżące wydarzenia. Jest czwartek, 5 stycznia i przygotowania do sobotniego odbioru samochodu są w bardzo zaawansowanym stadium. 

            Około południa zadzwonił Pan Piotr z informacjami. Kolejny raz wspominał, że laweta byłaby najlepszym rozwiązaniem z tego względu, że akumulator nie jest w najlepszym stanie i nie ma gwarancji, że samochód nie straci świateł podczas jazdy. Gdyby tak się stało to tylko i wyłącznie w grę wchodziłoby skorzystanie z opcji "laweta". Dodatkowo problem może być w przypadku deszczu, ponieważ wycieraczki nie są w najlepszym stanie... Pod względem mechanicznym nie ma z nimi problemu, ale pióra już się zużyły i coś tam dodatkowo jeszcze odpadło. Do omówienia została kwestia ubezpieczenia OC i zrobienia badania technicznego. Z ubezpieczeniem nie powinno być problemu, ale badanie techniczne to już zagadka i tak naprawdę kwestia podejścia stacji kontroli pojazdów. W trakcie rozmowy wspomniałem o tajemniczym darczyńcy i wyzwaniu przede mną postawionym i Pan Piotr, wspierający mnie bardzo od samego początku, postanowił sprawdzić jakie są możliwości zakupienia akumulatora na miejscu oraz ubezpieczenia samochodu. Gdyby udało się przejść pozytywnie przegląd, to trzeba by "tylko" kupić akumulator (na promocji w TESCO :-)), wycieraczki, wykupić ubezpieczenie, ubrać się ciepło, modlić się o brak deszczu, a przede wszystkim śniegu (letnie opony), no i oczywiście przejechać 280 km, najlepiej jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Bułka z masłem! :-). Na wszelki wypadek spełniłem swoją obietnicę i skontaktowałem się z firmami świadczącymi usługi transportowe autolawetą. Oto lista potencjalnych kandydatów:

Kalisz - p. Przemek 700 zł, p. Andrzej 600-700 zł, była jeszcze opcja za 1400, ale od razu została wyeliminowana;
Konin - p. Marcin 1160 zł
Łódź - p. Robert 450 zł, inna opcja 500 zł
Sochaczew - jedna propozycja 350 zł, druga 250 złotych
Warszawa - tutaj numerów tyle ilu samozwańczych trenerów reprezentacji, a ceny już raczej grac roli nie będą, jak uda się dojechać aż w okolice stolicy! Jak trzeba będzie to nawet popcham!

Podsumowując:

Kierowca - jest,
Autolawety - są i czekają na sygnał, aby ruszyć na pomoc. Mam nadzieję, że nie będzie potrzeby korzystania z ich usług,
Pogoda - nie do końca pewne czy gra w naszym zespole. Wszystkimi możliwymi kanałami oraz środkami nacisku starałem się powstrzymać zimę z dala od naszego kraju. Tych, którzy liczyli na białe Święta, przepraszam bardzo, ale Toyota Corolla KE30 nie mogła bez dachu nad głową cierpieć na dworze z zimna. Jak sprawdzałem pogodę rano pokazywali słoneczko za chmurą w Kaliszu w sobotę, a w niedzielę już śnieg. Jest zatem cień szansy,
Ubezpieczenie - na miejscu załatwimy,
Badanie techniczne - na miejscu, kontakt nawiązany,
Ciepłe ubranie - będzie!


Jeśli coś przeoczyłem to dajcie mi znać, koniecznie! Cały czas mam mętlik w głowie i nie wiem ostatecznie na co się zdecydować – pomyślę jeszcze w piątek i oczywiście będę wdzięczny za wszelkie sugestie. Tymczasem poniżej przedstawiam stan samochodu z połowy grudnia 2011 roku.













            

Operacja "homecoming" - czas przygotowań

Zdecydowałem się na delikatne zaburzenie chronologii całej historii, ale jest to podyktowane bardzo istotnymi względami. Mianowicie już w najbliższą sobotę, 7 stycznia, nastąpi długo oczekiwany i utęskniony dzień osobistego spotkania z moją wybranką KE30! Nie jestem teraz w stanie napisać wszystkiego co działo się zanim ją ujrzałem i w ogóle jak to się stało, że do tego doszło, ale obiecuję nadrobić zaległości i mam nadzieję, że i Was, tak jak mnie, porwie ta historia :-).

            Na początek wrzucę jednak zdjęcia, które otrzymałem od Pana Piotra mailem podczas trwania licytacji. Stan na listopad 2008. Historia poniżej.










Dnia 4 stycznia, po powrocie z urlopu świątecznego, podczas którego snułem oczywiście rozważania na temat Toyoty Corolli i naszej wspólnej przyszłości, zdecydowałem się na wcielenie opracowanego  właśnie wtedy planu w życie. Operacja, która stała się jego częścią, została ochrzczona mianem operacji homecoming. Co prawda niewiele to ma wspólnego z amerykańską tradycją, aczkolwiek jestem pewien, że Toyota Corolla KE30 rocznik '79 zostałaby bez wątpienia Homecoming Queen :-). Chodziło mi bardziej o sprowadzenie jej do nowego domu, którym na razie będzie Warszawa.

            Miałem bardzo duży dylemat związany z tym w jaki sposób przeprowadzic całą operację. Do głowy przyszły mi 3 pomysły:
1) wynajęcie autolawety,
2) samotny wyjazd pociągiem do Kalisza,
3) zorganizowanie kogoś znajomego i uczynnego kto pojechałby ze mną razem do Kalisza, a potem w drodze powrotnej asekurował i w razie potrzeby wziął też na hol.
Zrobiłem również mini sondaż środowiskowy i choć opcja z autolawetą miała najwięcej zwolenników to wrodzony romantyzm i zamiłowanie do przygód skłoniło mnie do tego, żeby wybrać opcję nr 3. Kandydata, Adama, już miałem wcześniej upatrzonego, ponieważ wiedziałem, że jego podejście zbliżone jest do mojego, więc nie byłoby problemu ze zwerbowaniem go. Jak się jednak okazało nie było to takie proste. Otóż postawiłem Adama przed nie lada dylematem. Z jednej strony ogromne chęci oraz wyrywające się serce a z drugiej natomiast odpowiedzialne obowiązki i groźba popadnięcia w kobiecą niełaskę. Nie chcąc stawiać go przed dokonaniem niemożliwego, a przede wszystkim niewłaściwego wyboru (którym byłaby każda z decyzji) postanowiłem zmienić zasady gry i poprosiłem Piotrka. Na pytanie czy chciałby pomóc odpowiedział z rozbrajającą dla siebie szczerością - "chciałbym to trochę dużo powiedziane no, ale pomóc mogę" :-). Taka deklaracja w zupełności mi wystarczyła, więc podziękowałem bardzo i obiecałem, że przekażę mu dokładne szczegóły, jak tylko skontaktuję się z właścicielem samochodu odnośnie możliwości jego odebrania w sobotę.

            Tego samego dnia po południu zadzwoniłem do obecnego jeszcze właściciela Toyoty Corolli Pana Piotra, który to z bardzo szlachetnych pobudek zdecydował się przekazać swój samochód komuś innemu. Moim ogromnym szczęściem, o czym już wspominałem, było to, że trafiło akurat na mnie. Okazało się, że oczekiwał na mój telefon i nawet na mój przyjazd w pierwszy weekend stycznia! Super! Muszę jeszcze dodać, że zaopatrzony zostałem uprzednio przez Adama w bardzo optymistyczną listę rzeczy, które mogą się popsuć lub pójść nie po mojej myśli. Ponieważ ja bardzo optymistycznie podchodzę do całego tematu Adam przejął na siebie ciężkie zadanie bycia moim zdrowym rozsądkiem. Odpowiednio nastawiony zasypałem Pana Piotra niezliczoną ilością pytań. Konkluzja z nich była następująca:
- powietrze w oponie jest (na zdjęciu z aukcji jest flak) i została ona wymieniona,
- światła działają, choć w momencie korzystania z prawego migacza i jednoczesnego hamowania światło stopu po prawej stronie może ulec chwilowej awarii,
- lusterka będą dołączone do zestawu. Na zdjęciach ich brak, a obecny właściciel korzysta z lusterek wyposażonych w magnesy neodymowe,
- hamulce sprawne,
- płyny wszystkie są,
- chłodzenie działa – niedawno kupiony był cooler do -20 stopni
Zapomniałem zapytać o wycieraczki, ale założyłem, że nie powinno być problemu. Pan Piotr za optymalne rozwiązanie uznał wynajęcie autolawety, bo samochód specyficzny i może zdarzyć się wiele nieprzewidzianych sytuacji na trasie - akumulator padnie, instalacja elektryczna zostanie zalana, jakieś spięcie wystąpi, silnik się zaleje, itd. więc jazdę samemu określił mianem wcześniej już wspomnianej przygody. Obiecałem mu, że przygotuję listę zakładów świadczących usługi holownicze w największych miastach oddalonych od siebie o ok. 50 km na trasie Kalisz-Warszawa. Pan Piotr obiecał sprawdzić stan akumulatora i zadzwonić następnego dnia.

            Nie wiem czy dobrze, że upieram się tak bardzo na opcji nr 3, ale naprawdę chciałbym sprawdzić czy między nami będzie chemia i zauroczymy się w jednej chwili czy będziemy docierać się latami ucząc się siebie nawzajem. Tak, cały czas mówię o Toyocie Corolli :-). I mówiąc "chemia" nie mam na myśli żadnych oparów unoszących się wewnątrz samochodu :-). Na moją motywację działa też deklaracja osoby, której imienia nie wymienię z uwagi na jej dobro, a dokładnie dobro jej portfela, ponieważ ów tajemniczy dobroczyńca zadeklarował się dobrowolnie przekazać 1.000 PLN (jeden tysiąc złotych) na cele remontowe KE30!!! Szok! Oczywiście jeśli ów tajemnicza osoba wyrazi takie życzenia w tym poście zajdą odpowiednie zmiany :-)).

To na razie tyle. Postaram się jeszcze dziś nadgonić jeszcze bardziej czas i być już na bieżąco z informacjami!

Wprowadzenie

Jestem osobą, którą stosunkowo niedawno spotkało ogromne szczęście. Mianowicie już za kilka dni stanę się pełnoprawnym właścicielem pięknego samochodu Toyota Corolla KE30 z 1979 roku. Tym samym spełni się jedno z moich marzeń. Cała historia już od samego początku nosiła znamiona wyjątkowej. Była to przysłowiowa miłość od pierwszego wejrzenia i głęboko w sercu czułem, że pisane jest nam być już razem, na zawsze. Jak to powiedział mój przyjaciel "ten samochód już cię kupił" zanim ja zrobiłem coś odwrotnego - kupiłem jego. Pozytywna energia w połączeniu z adrenaliną nie pozwalały mi spać, a tysiące myśli i pomysłów przelatujących w mgnieniu oka nie dawało mi spokoju. 

W efekcie tych rozmyślań zrodził się pomysł podzielenia się ze światem moim szczęściem i przekazywania tej pozytywnej energii dalej. Stąd też ten blog. Powodów na jego powstanie było tak dużo, że nie jestem nawet w stanie zdecydować, który z nich był najważniejszy. Podam po prostu te główne w kolejności ich przychodzenia mi do głowy. Zakładając bloga chciałem:
  • dzielić się moją pasją i radością z innymi o czym wspomniałem już wcześniej;
  • zmotywować się do wytrwania w postanowieniu w myśl zasady znanej z psychologii - im większej ilości osób o czymś powiesz, tym większa będzie motywacja do działania;
  • otrzymać szeroko pojęte wsparcie od osób dzielących moją pasję, a w szczególności osób, które są lub były właścicielami Toyoty Corolli KE30;
  • informować na bieżąco o moich poczynaniach oraz postępach w realizacji projektu wszystkich zainteresowanych;
  • stworzyć pewnego rodzaju pamiątkę/pomnik/monument dla tego wspaniałego samochodu oraz wszystkich wspaniałych ludzi, którzy mieli, maja, bądź będą mieć z nim do czynienia;
  • dotrzeć do osób, które może zainspirowane projektem będą chciały pójść moim śladem i same zdecydują się na podobne działania;
  • skończyłem maraton sagi fantasy George'a R.R Martina Pieśń Lodu i Ognia (4839 stron w 75 dni) i muszę zapełnić czymś tę ogromną pustkę, którą czuję czekając na kolejne 2 tytuły :-);
  • mieć odskocznię od tego zwariowanego świata, swoisty azyl gdzie będę mógł ładować baterie, wyciszać się i rozmyślać - kiedyś mężczyźni patrzyli w ogień, aby zebrać siły - ja będę to robić polerując karoserię samochodu :-);
  • i wiele, wiele innych.
Czym zatem jest Project KE30? Otóż Project KE30 jest przede wszystkim zbiorem relacji związanych z przywróceniem samochodu Toyota Corolla KE30 do jej prawowitego, wzbudzającego ogromny szacunek i podziw stanu wizualnego, jak i mechanicznego. Kiedy już cel ten zostanie osiągnięty skupię się na dokumentowaniu jego dalszych, heroicznych losów. Ostateczna forma nie jest do końca znana, ale na pewno będzie mnóstwo zdjęć, filmów, relacji, a nawet przemyśleń filozoficznych zrodzonych w trakcie wielu godzin spędzonych wspólnie.

Zbliżając się już powoli do końca wpisu chciałbym prosić wszystkich o dzielenie się swoimi wrażeniami, spostrzeżeniami, przemyśleniami oraz wszystkim, co przyjdzie Wam do głowy podczas śledzenia wpisów na tym blogu, nawet jeśli nie jest to bezpośrednio związane z jego tematem przewodnim. Będę wdzięczny za wszelkie sugestie, uwagi, słowa krytyki w takim samym stopniu, jak za słowa otuchy motywujące mnie do dalszej pracy, wskazówki czy też zawsze mile widziane słowa uznania :-). Zostawiajcie komentarze, piszcie wiadomości, pytajcie o stan samochodu, grubość lakieru, poziom oleju w silniku – jednym słowem dawajcie znać. Ze swojej strony obiecuję odpisywać szybko na miarę moich skromnych możliwości!