niedziela, 8 lipca 2012

Prąd nie tyka elektryka, czyli jak naprawiono instalację elektryczną

           Na kilka dni przed planowanym urlopem zadzwoniłem do p. Bohdana z pytaniem czy nie zechciałby poświęcić mi trochę swojego czasu i wspomóc swoim doświadczeniem oraz ekspertyzą w kwestii wadliwej instalacji elektrycznej. Musiałem tak zrobić, bo ta sprawa nie dawała mi spokoju, a chciałem ją raz na zawsze rozwiązać.
Gdy wróciłem z urlopu wpadłem w niekończący sie wir pracy i odsypiania najpierw różnicy czasowej, a później juz po prostu zmęczenia. No, a potem przyszło jakieś słodkie lenistwo i oczywiście EURO 2012 zajmując całe popołudnia i wieczory. W tym momencie pojawił sie Adam, który chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, choć wcale nie powinno mnie to już dziwić, gdyż bez wątpienia jest człowiekiem nietuzinkowym, dla którego trzeba by stworzyć nowe, nieznane jeszcze współcześnie definicje, aby zamknąć w sztywnych ramach te ogromne pokłady energii, wyobraźni, ciepła oraz fantastyczne podejście do życia i ludzi. No więc to właśnie Adam wyczuł, wyliczył, a może dokładnie przewidział pojawienie sie spadku motywacji i to właśnie on dał mi potrzebne pchnięcie w plecy, abym zaczął ponownie działać. No więc zacząłem.
Z p. Bohdanem spotkaliśmy się w tę sobotę, w którą Polska grała z Czechami i spędziliśmy razem kilka popołudniowych godzin. Dopompowaliśmy powietrze w lewym tylnym kole, z którego już od momentu zmiany opon ulatniało się sukcesywnie powietrze. Odkryliśmy przy tym, ze zasilanie z zapalniczki nie działa, więc opcja automatycznego pompowania odpadła, a ja popracowałem trochę fizycznie. Sprawdziliśmy też zauważoną wcześniej nierówną pracę silnika. Wyjmując 2 świece dało się zauważyć spadek mocy (poprawna reakcja), natomiast przy pozostałych 2óch nie było żadnej reakcji. Pan Bohdan powiedział, że mogą to być problemy z zaworami w silniku, ale tego nie badaliśmy już, a raczej skupiliśmy się na instalacji elektrycznej. Na wstępie popsikaliśmy wszystkie styki środkiem typu „kontakt”, a następnie zabraliśmy się do analizy moich uprzednich wysiłków. Okazało się, że mój trop z masą był poprawny, tylko mogłem znaleźć lepsze miejsce na przytwierdzenie kabla do masy… Śrubka z nakrętką idealnie sie do tego nadały i tylne światła przestały migać w okamgnieniu ;). Pojawiło się natomiast zwarcie uniemożliwiające miganie lewych kierunkowskazów. Szybka obserwacja wskazała, że winowajcą jest przedni, lewy migacz na zderzaku. Skąd ta pewność? Ano, on jako jedyny nie posiadał stosownej iskierki, iskierki życia. Dokładne zbadanie sprawy wykazało solidne zwarcie metalowej części żarówki z obudową światła, co uniemożliwiało poprawne działanie migaczy. Przyszło mi trochę poskrobać scyzorykiem, żeby pozbyć się rdzy, popsikać płynem typu "kontakt" i voila! Pan Bohdan rzekł, że jeśli z jednej strony był taki problem to koniecznie trzeba sprawdzić też migacz z drugiej strony, bo może być podobnie. Nie było podobnie, było o wiele gorzej. Od samego początku mi się to nie podobało, zgodnie z maksymą "po co ruszać coś co działa i ryzykować, że przestanie". Szczególnie w kontekście tego, że założyłem sobie już wcześniej kupno nowych migaczy podczas dalszego etapu prac nad Toyotą. Nie odezwałem się jednak ani słowem i później przyszło mi zmierzyć się z konsekwencjami tego rażącego zaniedbania :-). Okazało się. że żarówka tam była tak wżarta, że, aby ją wydostać, trzeba było wyrwać jej szklaną część, potem wyskrobać do czysta kombinerkami metalową obudowę, no i powtórzyć skrobanie scyzorykiem i pryskanie płynem. Udało się! Wszystko chodziło jak należy!
Poprosiłem p. Bohdana, aby zrobił mini przegląd przed prawdziwym przeglądem. Zakleiliśmy czarną naklejką jedną część, z której szpachla odpadła w dość dużym stopniu. Taka prowizorka, ale cóż lepszego można było zrobić? Okazało się również, że brak mi klinów wspomagających mocowanie przedniej i tylnej szyby, które jednak ciężko znaleźć i może diagności nie będą się specjalnie czepiać. Wszak, można by rzecz, jest to kwestia estetyki. Padło też stwierdzenie, że powinienem wymienić pióra w wycieraczkach. Jednak ze względu na to, że mecz z Czechami zbliżał się nieubłagalnie trzeba się było pożegnać, a resztę prac zostawić na później. Serdecznie podziękowałem za pomoc i wsparcie p. Bohdanowi i wiem, że jego słowa o tym, że cieszy się mogąc mi pomóc, nie były po prostu zwyczajową kurtuazją.