piątek, 26 października 2012

Urlop, czyli ciężka praca przy Toyocie

           Jeszcze podczas pierwszego spotkania z Panem Jankiem wyraziłem chęć do nauki niezbędnych umiejętności mających na celu pomóc mi w przywróceniu ukochanego samochodu (i wszystkich innych w przyszłości :-P) do upragnionego stanu. To oczywiście wiązać się miało z pracą, a żeby ona dała jakieś efekty i żebym mógł się czegoś nauczyć to potrzebowałem na to przynajmniej całego tygodnia łącznie z dwoma weekendami. Byłem na tyle zdeterminowany lub jak inni by to określili - szalony, aby poświęcić na ten cel swój bezpłatny urlop. Czekałem tylko na to, aż Pan Janek przygotuje dla mnie, jak to określił, odpowiedni front robót :-).
           Czas płynął, a roboty bardzo powoli posuwały się do przodu. Pan Janek kończył rehabilitację łokcia oraz dawał odpocząć oku zgodnie z zaleceniami okulistki, dlatego też przez jakiś czas Toyota stała sobie na placu i nic się z nią nie działo. Ja też zostałem skutecznie wyłączony z możliwości pracy ze względu na rehabilitację barku, która wymagała mojego 3-tygodniowego zaangażowania. Jak widać nie tylko samochody się psują. W ogóle przypomniał mi się fajny reportaż w Trójce, w którym mowa była o tym, że niektórzy ludzie traktują chodzenie do lekarza na badania okresowe, jak robienie przeglądów i badań okresowych właśnie w samochodach :-). Sam boleśnie przekonałem się o tym, że wizyta u lekarza powoduje niekończącą się spiralę wizyt, wydatków, stresu i chorób.
           W połowie października nadszedł jednak czas kiedy wszystkie czynniki sprzyjały wzięciu urlopu i zajęciu się sprawami ważnymi :-). Dodatkowo dało mi to możliwość pouczenia się odrobinę do egzaminów, które czekają mnie w listopadzie - taki zdrowy balans między pracą fizyczną a umysłową.
           W pierwszy dzień urlopu stawiłem się do pracy po otrzymaniu telefonicznego polecenia od Pana Janka. Wtedy też zobaczyłem Corollę bez błotników i nodkoli. Podczas krótkiej odprawy dowiedziałem się co będzie moim celem podczas zbliżających się dni - wyczyszczenie Corolli z błota, piasku, rdzy itp. rzeczy, a następnie użycie preparatu antykorozyjnego w celu przygotowania elementów do dalszych prac. Dostałem więc niezbędny sprzęt do drapania oraz do zdejmowania kół i zabrałem się do pracy. Starałem się w przerwach czasem zrobić kilka zdjęć, aby pokazać postęp prac, co też prezentuję poniżej. Pozostałe prace już niedługo w kolejnych postach!

zbliżenie na lewy błotnik
lewy błotnik w całości - nędza...
 prawy przód zdjęcie poglądowe

ujęcie na wnętrze samochodu z taborecikiem do jazdy :-)
łatanie podłogi po stronie pasażera po zrobieniu podłużnicy
lewa strona z przodu nadjedzona przez rdzę
lewy próg - aż serce boli
lewy przód po względnym oczyszczeniu i skrobaniu
lewy przód po użyciu Cortaninu

lewy przód - Cortatnin w akcji
 zbliżenie na ogniska rdzy z lewej strony
zbliżenie na ogniska rdzy z lewej strony
zbliżenie na ogniska rdzy z lewej strony
zbliżenie na ogniska rdzy z lewej strony
zbliżenie na ogniska rdzy z lewej strony
prawy przód po użyciu Cortaninu
zbliżenia na dziury w prawym przodzie po użyciu Cortaninu

część przedniego zawieszenia, a dokładnie sprężyna, po kuracji szczotką drucianą
a tu druga już po użyciu Cortaninu
zdjęcie poglądowe przodu przed zdjęciem odbijacza kamieni :-)
zbliżenie na dziury
zbliżenie na dziury
przód po zdjęciu odbijacza kamieni i prawego reflektora - widać prześwity oryginalnego lakieru
rdza Twój wróg cz.1!
rdza Twój wróg cz.2!

środa, 24 października 2012

Przeprowadzka poza miasto

           Porażka podczas badania stanu technicznego Toyoty dała mi niezbędny impuls do tego, żeby zająć się tematem najbardziej palącym - dziurawym wydechem i poszatkowaną podłogą. Nie mając żadnego rozeznania w kwestii dobrych warsztatów samochodowych w Warszawie postanowiłem poszukać w okolicy miejsca zamieszkania, aby mieć pewność, że dojadę na miejsce zanim siedzenie wypadnie przez dziurę w podłodze :-).
           Akurat tak dobrze się składa, że jadąc do pracy i z powrotem mijam zakład specjalizujący się w samochodach japońskich. Zawsze z podziwem przyglądam się placowi na terenie zakładu oraz przed - wszystkie miejsca zajęte. Stwierdziłem, że będzie to dobre miejsce, aby zacząć moje poszukiwania dobrego specjalisty. Nie wiedziałem jednak, że tam też się one skończą :-). Okazało się, że specjalistów właściciel miał wielu, jeden nawet z samochodu zwiniętego w rulonik po wypadku jest w stanie zrobić naprawdę fantastyczny jeżdżący okaz zdrowia. Dowiedziałem się też, że moja Toyota nie jest warta takiego poświęcenia pieniędzy właściciela i umiejętności zleceniobiorcy. Co innego "o ten tam właśnie stojący Jaguar, widzi Pan?". Widziałem. Jakbym już mało bluźnierstw się na słuchał to dodatkowo kwota za usługę (bagatela 5 tys. złotych...) była skuteczniejsza niż uderzenie młotka w głowę. Cień niknącej nadziei pojawił się jeszcze wraz z mową końcową, w której dowiedziałem się, że "może jakiś człowiek w warsztacie poza Warszawą będzie miał 2 tygodnie, żeby sobie spokojnie to wszystko powycinać i pospawać za, tak powiedzmy, 2 tysiące złotych". Hmm... Zawsze odrobinę taniej.
           Nie było już sensu trzymać Toyoty w Warszawie, gdzie tak naprawdę nie miała co liczyć na poważne i pełne szacunku traktowanie. Brzydkie kaczątko musiało zaszyć się zdala od wielkiego miasta, aby móc spokojnie przepoczwarzać się w pieknego łabędzia. W kontekście przemiany z pomocą przyszła teściowa, a konkretnie jej kontakty, wśród których znalazł się Pan Janek - mechanik z wieloletnią praktyką, tytułowany "artystą" przez swoich kolegów po fachu. No i tak doszło do przeprowadzki.
           Pewnego razu podczas odwiedzin rodzinnych stron zajechałem do Pana Janka, aby zobaczyć jak postepują prace. Zrobiłem kilka zdjęć, które prezentuję poniżej i 2 filmiki, ale na te przyjdzie czas. Proszę nie uważać, że ten pająk na pierwszym zdjęciu świadczy o tym, że nic się nie dzieje. Co to, to nie :-). Podziurawiona ta Corolka, oj podziurawiona. Nic tylko czekać, aż będzie można przedstawić jej lepszy obraz. A to mam nadzieję nastąpi już wkrótce!
Podłóżnica po stronie kierowcy

Podłoga po stronie kierowcy
Podłóżnica po stronie pasażera
Podłoga po stronie pasażera

wtorek, 23 października 2012

Przegląd Toyoty, czyli gorzka chwila prawdy

           Ten dzień musiał się zakończyć szczęśliwie, po prostu musiał. Im bliżej terminu zrobienia badania technicznego, który sobie ustaliłem tym większa była pewność, że wszystko się uda. No po prostu nie mogło być inaczej. A czy było? No właśnie… O tym już poniżej.

           Pan Bohdan niedawno robił przegląd swojej nowej Skody Rapid i uprzejmie doniósł, że popołudniowy dyżur w stacji kontroli pojazdów ma bardzo przyjemny pan pozytywnie nastawiony do starych samochodów. Pięknie! Chcąc jeszcze bardziej zwiększyć swoje szanse na sukces dość mocno zainwestowałem w podniesienie karmy, a poczucie optymizmu i szczęścia nie chciało mnie opuścić. No, bo tak naprawdę dlaczego skoro mogłem przejechać się Toyotą i zdobyć upragniony przegląd. Stwierdziłem zatem, że jeśli się to nie uda teraz to raczej długo przyjdzie mi poczekać na kolejną szansę. Jednym słowem – wszystko albo nic!

           Jeszcze na 2 godziny przed planowaną wizyta dopieszczałem samochód. Wysprzątałem wnętrze, umyłem szyby, wyczyściłem każdy element karoserii z kurzu lekko zwilżoną szmatką, a potem jeszcze przetarłem wszystko na sucho. Dokręciłem akumulator, zrobiłem porządek w bagażniku, a chromy świeciły lepiej niż słońce w najbardziej słoneczny dzień. Wyścig z czasem trwał :-).

           Kiedy skończyłem, zabrałem wszystkie potrzebne dokumenty i poszedłem odpalić maszynę. Jechałem bojowo nastawiony sprawdzając od razu na co stać to cudeńko. Jechało sie rewelacyjnie i poza jednym przypadkiem, kiedy podczas hamowania silnikiem samochód zgasł, nie zauważyłem niczego niepokojącego. Maksymalnie jechałem 70 km/h i nabierałem jeszcze większej pewności, że wszystko się uda. Kiedy dojechałem do stacji kontroli pojazdów nie było żadnej kolejki. Drzwi były opuszczone prawie do końca, wiec zaparkowałem i wszedłem do środka pytając czy można zrobić przegląd. Dostałem pozwolenie na wjazd.

           Pierwsze co pan diagnosta zapytał jak tylko wysiadłem z samochodu to czy nie mam dziurawego wydechu :-). Później sprawdził wszystkie światła i wyregulował lewe przednie. Zauważył brak światła mijania. Zdjąłem je, ponieważ nie znałem prawa. Teraz już wiem, że rozporządzenie mówi nie o dacie produkcji samochodu, ale o tym, że samochód musiałby być po raz pierwszy zarejestrowany w kraju przed 1986 rokiem. Toyota została zarejestrowana w 1991 :/. Pan diagnosta ponarzekał trochę na lusterko, ale wytłumaczyłem mu powód wykorzystywania magnesów neodymowych. Następnie wjechał na kanał i wtedy i ja mogłem wreszcie zobaczyć jak wygląda spód samochodu - do tej pory żałuję, że nie nakręciłem filmu, aby pokazać stan nędzy i rozpaczy... Chyba za bardzo przeraził mnie widok :-). W tym momencie stało się jasne, że o przeglądzie, ani samodzielnym powrocie do miasta rodzinnego nie ma w ogóle co marzyć. Pan diagnosta zaoferował możliwość sprawdzenia hamulców za 20 zł, na co oczywiście przystałem, bo chciałem się dowiedzieć co trzeba jeszcze poprawić w Toyocie. Hamulce trzymały dobrze, choć prawy tylny lekko odstawał od pozostałych. Lekko :-).

           Poprosiłem o listę rzeczy do poprawy i Pan był tak miły, że wypunktował mi wszystko co trzeba zrobić. Gdyby były problemy z rozczytaniem to od góry mamy: belka przednia (ostro zjedzona przez rdzę), podłoga (dziury), lusterko lewe (na magnesach, acz mam oryginalne :-)), szyba pasażera (pleksi...), wydech (jedna wielka dziura), tylne przeciwmgłowe (niby jest, ale trzeba znaleźć miejsce, bo zderzaka kroić nie zamierzam), stabilizator przedni - mocowanie, klakson (zastrajkował chyba), siedzenie + mocowanie (obawa, że przy mocniejszym hamowaniu można wylecieć z siedzeniem przez szybę - raczej nie, dlatego znak zapytania :-)). Korzyścią z tego badania, poza poniższą listą, było to, że za samo badanie nie musiałem zapłacić. Niech żyje Pan diagnosta! :-).


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Ważą się losy Toyoty

            Przez ostatnie dni chodziłem jakiś, taki rozbity, nieobecny, nie wiedząc do końca dlaczego tak się czuję. Dopiero wczoraj zrozumiałem, że żyję w takim zawieszeniu w oczekiwaniu na zrobienie przeglądu. Zdaję sobie doskonale sprawę, że może Toyota tego przegladu nie przejść, ale już nie chcę dlużej czekać i tracić czasu. Pojadę, powalczymy, dowiemy się gdzie trzeba, a przede wszystkim, co trzeba jeszcze zrobić, aby Toyota spełniała wszelkie wymogi. W internecie na stronie http://przeglady.net/co-sprawdza-diagnosta/ znalazłem nawet (chyba jakąś starą) listę rzeczy, które sprawdza diagnosta. Oto ona:

1. dane zawarte w dowodzie rejestracyjnym, porównać je ze stanem faktycznym: numery identyfikacyjne VIN, numery nadwozia, silnika itp. [OK]
2. posiadania trójkąta ostrzegawczego, gaśnicy. [OK]
3. stan tablic rejestracyjnych oraz wszelkich oznaczeń pojazdu: nalepka kontrolna. [OK]
4. stan ogumienia oraz ciśnienia w oponach. [OK]
5. stan świateł: ich działanie, rozmieszczenie, liczba itp., w tym: ustawienie świateł drogowych i mijania, światłości świateł drogowych, działanie kierunkowskazów, świateł „stop”, świateł pozycyjnych, świateł oświetlających tablicę rejestracyjną, świateł odblaskowych, awaryjnych, przeciwmgłowych, cofania, postojowych. [OK - ewentualnie problemy ze światłem przeciwmgłowym]
6. stan układu hamulcowego: jego działanie, stan poszczególnych jego elementów. [ogólnie OK, ale zweryfikuje przegląd]
7. stan układu kierowniczego: jego działanie, stan poszczególnych jego elementów. [ogólnie OK, ale zweryfikuje przegląd]
8. stan ramy podwozia, resorów, wahaczy, amortyzatorów. [największa niewiadoma]
9. stan układu napędowego : jego działanie, stan poszczególnych jego elementów. [ogólnie OK, ale zweryfikuje przegląd]
10. stan zderzaków. [perfekcyjny :-)]
11. stan zbiornika paliwa wraz z przewodami. [OK]
12. stan instalacji elektrycznej: stan akumulatora wraz z przewodami, urządzeniami elektrycznymi. [OK]
13. stan nadwozia łącznie ze stanem lusterek, szyb (w tym przepuszczalność światła przez szybę przednią i tylną), wycieraczek, spryskiwaczy, pasów bezpieczeństwa, prędkościomierza. [no tutaj może się ktoś nadgorliwy przyczepić]
14. poziom hałasu. [zweryfikuje przegląd - pewne obawy są]
15. emisję zanieczyszczeń. [tego się sprawdzić nie dało :-)]
16. wyciek płynów eksploatacyjnych. [brak śladów]

            Bazując na niej oceniłem stopień zaawansowania przygotowań i jeśli chodzi o te elementy, które byłem w stanie sprawdzić to raczej nie powinno być problemu. Jeśli chodzi o hałas lub spalanie to niestety, ale przekracza to moje możliwości weryfikacji. Zrobiłem rundkę po osiedlu i jedyne do czego mógłbym się przyczepić to hałas. Pytanie tylko czy Toyota rzeczywiście pracuje za głośno czy moje ucho przyzwyczaiło się już do pracy nowoczesnych samochodów i jest po prostu wyczulone na dźwięki o wyższym natężeniu. Poprosiłem więc znowu p. Bohdana, aby zrobił mi tę uprzejmość i przejechał się Toyota któregoś dnia około wieczora. Po skończonej jeździe stwierdził, że według niego powinna przejść przegląd, ale nie wie jak tam spód się prezentuje. Ja też nie wiedziałem. Pozostało jechać i się przekonać, ale o tym już w następnym poście :).

Wycieraczki

           Podczas przygotowań do przeglądu wymieniłem pióra wycieraczek, ponieważ guma była już tak zniszczona, że nie było tak naprawdę czym tych szyb czyścić. Zresztą to widać na prezentowanych poniżej zdjęciach. Nowe wycieraczki zostały zakupione w TESCO i pomimo, że nie mają identycznych rozmiarów jak te stare to i tak nadały się świetnie. Dodatkowo wyregulowałem dysze spryskiwaczy i po raz pierwszy od zagarażowania Toyota miała czystą szybę. Przerażające jest to, jakie pokłady kurzu znajdują się w garażu! :-).







niedziela, 8 lipca 2012

Prąd nie tyka elektryka, czyli jak naprawiono instalację elektryczną

           Na kilka dni przed planowanym urlopem zadzwoniłem do p. Bohdana z pytaniem czy nie zechciałby poświęcić mi trochę swojego czasu i wspomóc swoim doświadczeniem oraz ekspertyzą w kwestii wadliwej instalacji elektrycznej. Musiałem tak zrobić, bo ta sprawa nie dawała mi spokoju, a chciałem ją raz na zawsze rozwiązać.
Gdy wróciłem z urlopu wpadłem w niekończący sie wir pracy i odsypiania najpierw różnicy czasowej, a później juz po prostu zmęczenia. No, a potem przyszło jakieś słodkie lenistwo i oczywiście EURO 2012 zajmując całe popołudnia i wieczory. W tym momencie pojawił sie Adam, który chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, choć wcale nie powinno mnie to już dziwić, gdyż bez wątpienia jest człowiekiem nietuzinkowym, dla którego trzeba by stworzyć nowe, nieznane jeszcze współcześnie definicje, aby zamknąć w sztywnych ramach te ogromne pokłady energii, wyobraźni, ciepła oraz fantastyczne podejście do życia i ludzi. No więc to właśnie Adam wyczuł, wyliczył, a może dokładnie przewidział pojawienie sie spadku motywacji i to właśnie on dał mi potrzebne pchnięcie w plecy, abym zaczął ponownie działać. No więc zacząłem.
Z p. Bohdanem spotkaliśmy się w tę sobotę, w którą Polska grała z Czechami i spędziliśmy razem kilka popołudniowych godzin. Dopompowaliśmy powietrze w lewym tylnym kole, z którego już od momentu zmiany opon ulatniało się sukcesywnie powietrze. Odkryliśmy przy tym, ze zasilanie z zapalniczki nie działa, więc opcja automatycznego pompowania odpadła, a ja popracowałem trochę fizycznie. Sprawdziliśmy też zauważoną wcześniej nierówną pracę silnika. Wyjmując 2 świece dało się zauważyć spadek mocy (poprawna reakcja), natomiast przy pozostałych 2óch nie było żadnej reakcji. Pan Bohdan powiedział, że mogą to być problemy z zaworami w silniku, ale tego nie badaliśmy już, a raczej skupiliśmy się na instalacji elektrycznej. Na wstępie popsikaliśmy wszystkie styki środkiem typu „kontakt”, a następnie zabraliśmy się do analizy moich uprzednich wysiłków. Okazało się, że mój trop z masą był poprawny, tylko mogłem znaleźć lepsze miejsce na przytwierdzenie kabla do masy… Śrubka z nakrętką idealnie sie do tego nadały i tylne światła przestały migać w okamgnieniu ;). Pojawiło się natomiast zwarcie uniemożliwiające miganie lewych kierunkowskazów. Szybka obserwacja wskazała, że winowajcą jest przedni, lewy migacz na zderzaku. Skąd ta pewność? Ano, on jako jedyny nie posiadał stosownej iskierki, iskierki życia. Dokładne zbadanie sprawy wykazało solidne zwarcie metalowej części żarówki z obudową światła, co uniemożliwiało poprawne działanie migaczy. Przyszło mi trochę poskrobać scyzorykiem, żeby pozbyć się rdzy, popsikać płynem typu "kontakt" i voila! Pan Bohdan rzekł, że jeśli z jednej strony był taki problem to koniecznie trzeba sprawdzić też migacz z drugiej strony, bo może być podobnie. Nie było podobnie, było o wiele gorzej. Od samego początku mi się to nie podobało, zgodnie z maksymą "po co ruszać coś co działa i ryzykować, że przestanie". Szczególnie w kontekście tego, że założyłem sobie już wcześniej kupno nowych migaczy podczas dalszego etapu prac nad Toyotą. Nie odezwałem się jednak ani słowem i później przyszło mi zmierzyć się z konsekwencjami tego rażącego zaniedbania :-). Okazało się. że żarówka tam była tak wżarta, że, aby ją wydostać, trzeba było wyrwać jej szklaną część, potem wyskrobać do czysta kombinerkami metalową obudowę, no i powtórzyć skrobanie scyzorykiem i pryskanie płynem. Udało się! Wszystko chodziło jak należy!
Poprosiłem p. Bohdana, aby zrobił mini przegląd przed prawdziwym przeglądem. Zakleiliśmy czarną naklejką jedną część, z której szpachla odpadła w dość dużym stopniu. Taka prowizorka, ale cóż lepszego można było zrobić? Okazało się również, że brak mi klinów wspomagających mocowanie przedniej i tylnej szyby, które jednak ciężko znaleźć i może diagności nie będą się specjalnie czepiać. Wszak, można by rzecz, jest to kwestia estetyki. Padło też stwierdzenie, że powinienem wymienić pióra w wycieraczkach. Jednak ze względu na to, że mecz z Czechami zbliżał się nieubłagalnie trzeba się było pożegnać, a resztę prac zostawić na później. Serdecznie podziękowałem za pomoc i wsparcie p. Bohdanowi i wiem, że jego słowa o tym, że cieszy się mogąc mi pomóc, nie były po prostu zwyczajową kurtuazją.

wtorek, 26 czerwca 2012

Na pierwszy ogień - zderzak

          W celu spełnienia wszystkich wymogów związanych z przeglądem technicznym zabrałem się za sukcesywne sprawdzanie każdego możliwego do sprawdzenia przeze mnie elementu. Na pierwszy ogień, ze względu na stosunkowo łatwą wykrywalność braków, poszedł tylni zderzak, który wymagał odświeżenia, ale przede wszystkim wstawienia w nim lampek podświetlających tablicę rejestracyjną.        
           Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że ten zderzak od strony wewnętrznej będzie wyglądać tak tragicznie, ale to pewnie przez ten piekny kolor "czarna perła", którym został pokryty od strony zewnętrznej. Wtedy też do mnie dotarło, że w całym swoim zafascynowaniu samochodem nie zauważyłem braku chromowanych zderzaków, które były w wersji oryginalnej. Nie wyglądał to jednak wcale źle i całość z punktu widzenia estetyki ma jak najbardziej rację bytu :-).
           Zanim zabrałem się do pracy nad zderzakiem to najpierw przywiozłem go do domu rodzinnego, gdzie tata już wcześniej zrobił odpowiednie rozeznanie w lokalnych autozłomach pod kątem znalezienia lampek. Wiedząc co i jak powinno wyglądać kupiliśmy 2 lampki od  małego fiata 126p i odpowiednio dostosowaliśmy otwory w zderzaku, aby mieściły się bez przeszkód i nie wypadały przy każdej nadażającej się okazji. Efekty naszej pracy widać na 4 zdjęciu. Był to kawał ciężkiej i bardzo hałaśliwej pracy podczas, której ogromny pilnik, z którego korzystaliśmy, wydawał przerażająco zawodzące jęki, co powodowało straszne niezadowolenie wśród płci pięknej zmuszonej do słuchania tej kakofonii.
           Jak już otwory były gotowe pozbyłem się starych śrubek, które niejedokrotnie trzeba było przewiercić, żeby oderwały się od zderzaka (zdjęcie 5) przyszła pora na zabawę ze szczotą drucianą i ciężką pracę w pozbywaniu się rdzy. Następnie zabezpieczony został zderzak środkim antykorozyjnym, a na końcu, po odczekaniu odpowiedniej ilości czasu, pokryty farbą, którą można stosować bezpośrednio na rdzę. Jak widać na zdjęciach zderzak był trochę łatany oraz został wycięty otwór na światło przeciwmgielne. Po pomalowaniu wygląda całkiem ładnie, co mam nadzieje obrazują zdjęcia. Dodatkowo nowe śruby ładnie kontrastują z czarnym kolorem nadając mu rasowego wyglądu. Lampy podświetlające tablicę rejestracyjną zostały zamontowane i spisują się rewelacyjnie!

zdjęcie poglądowe wewnętrznej strony zderzaka
zbliżenie na łaty na zderzaku
z rugiej strony łatę trudniej zauważyć, ale wprawne oko na pewno sobie poradzi :-)
efekt mozolnej pracy z pilnikiem w ręku
stare śruby
nowe śruby
efekt mojej pracy
zbliżenie z jednej...
... i zbliżenie z drugiej strony
lamki, widok z góry
ładnie, prawda? :-)
lampki, widok "od kuchni"
czy prawe mrugnęło? ;-)

środa, 16 maja 2012

Solidarność tylnych świateł


           Przyszła teraz pora, aby przyjrzeć się trochę dokładniej oświetleniu, które ogólnie działa poprawnie poza małym wyjątkiem, którym są tylne światła. Wydaje mi się, że wspominałem już o tym w pierwszych postach, a już na pewno było to widać na filmiku z odbierania samochodu. Poniższy filmik został nakręcony po 2 miesięcznym pobycie w garażu i stanowił pierwszą możliwość do zaczerpnięcia świeżego powietrza przez Toyotę. Fakt, że włączyłem długie światła i nie przekręciłem przełącznika dostatecznie mocno, aby uzyskać światła pozycyjne, zrzucam na karb stresu przed szeroką publicznością :-).


           Od dłuższego już czasu po głowie chodzi mi, aby zabrać się za rozwiązanie problemu z tylnymi światłami. Problem polega na tym, że w momencie wrzucenia prawego kierunkowskazu następuje jakieś zwarcie i prawy kierunkowskaz owszem, świeci, ale dla towarzystwa świecą wszystkie pozostałe światła tylne. Ot, taka solidarność świateł. Lepiej to widać na poniższym filmiku prezentującym światła porą mocno wieczorową. Trzeba się dość dobrze przyjrzeć, żeby to zobaczyć, ponieważ częstotliwość migotania spada wraz z przechodzeniem z prawej strony na lewą, jednak daje się zauważyć miganie lewej strony. Przyznam szczerze, że sam tego nie zauważyłem i dopiero rozkręciwszy oba moduły zobaczyłem na własne oczy, że migają wszystkie lampy, a nie tylko prawa strona, jak pierwotnie zakładałem.


           Popytałem wśród niezliczonej ilości osób, co może być przyczyną takiego stanu rzeczy i wszyscy jak jeden mąż mówili - masa. Choć oczywiście padały też inne odpowiedzi, to właśnie masa, przewijała się najczęściej. Na pierwszy ogień poszło przetarcie styków i to właśnie zadanie wykorzystałem do tego, aby dokładniej przyjrzeć się tylnym światłom z prawej strony. Mariusz (ten od opon) zdradził mi gdzie mogę zakupić takie ładne rękawiczki z gumowym wzmocnieniem i w tychże zabrałem się do pracy. Nawiasem mówiąc, wyglądając całkiem spoko, koko, koko :-). Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać :-). Przy okazji zabrałem się za czyszczenie żarówek pobrudzonych jak nic podczas poprzedniego lakierowania i... jedna spadła mi na ziemię i się rozbiła ;-(. Musiałem kupić nową i dzięki temu, że kupiłem złą dowiedziałem się, że istnieje w żarówce coś takiego jak żarnik... żart :D. Potrzebna była dwużarnikowa. Teraz już mam. Nawet teraz wiem jak to jest po angielsku. Ha! Jakie szczęście, że TESCO jest czynne całą dobę, oprócz wszelkakich dni świątecznych, rzecz jasna. No więc styki przetarłem, przy okazji zobaczyłem jak biegną kable, no i umyłem obudowę świateł w środku i na zewnątrz. Ci bardziej spostrzegawczy, podczas oglądania późno kwietniowej sesji zdjęciowej, bez wątpienia wyłapali fakt, że prawe wyglądają o niebo lepiej niż te z lewej i to nie tylko dzięki słońcu świecącemu akurat z prawej strony! :-).
           No i to w sumie tyle. Żadnych sukcesów tego dnia akurat nie było. Za to fajne fotki i parę ciekawych historyjek :-). Gdyby ktoś miał jakiś pomysł jak podejść do tematu to chętnie wcielę go w życie!

prawe światła widziane z pozycji kogoś zamkniętego w bagażniku
tak biegną kable
o, tutaj właśnie wchodzi cała duża kostka z przewodami
tutaj jest ta żarówka migacza, co potrzebuje wsparcia innych świateł
a tutaj wchodzi dwużarnikowa żarówka, którą musiałem kupić
nie, nie to nie jest ta dwużarnikowa żarówka - umieszczenie jej tutaj byłoby zbyt bolesne...
stara, sparciała guma wyglądająca fatalnie...
panel prawych tylnych swiatel widziany od tyłu...
... i od przodu (brudne prawda? :-))