wtorek, 23 października 2012

Przegląd Toyoty, czyli gorzka chwila prawdy

           Ten dzień musiał się zakończyć szczęśliwie, po prostu musiał. Im bliżej terminu zrobienia badania technicznego, który sobie ustaliłem tym większa była pewność, że wszystko się uda. No po prostu nie mogło być inaczej. A czy było? No właśnie… O tym już poniżej.

           Pan Bohdan niedawno robił przegląd swojej nowej Skody Rapid i uprzejmie doniósł, że popołudniowy dyżur w stacji kontroli pojazdów ma bardzo przyjemny pan pozytywnie nastawiony do starych samochodów. Pięknie! Chcąc jeszcze bardziej zwiększyć swoje szanse na sukces dość mocno zainwestowałem w podniesienie karmy, a poczucie optymizmu i szczęścia nie chciało mnie opuścić. No, bo tak naprawdę dlaczego skoro mogłem przejechać się Toyotą i zdobyć upragniony przegląd. Stwierdziłem zatem, że jeśli się to nie uda teraz to raczej długo przyjdzie mi poczekać na kolejną szansę. Jednym słowem – wszystko albo nic!

           Jeszcze na 2 godziny przed planowaną wizyta dopieszczałem samochód. Wysprzątałem wnętrze, umyłem szyby, wyczyściłem każdy element karoserii z kurzu lekko zwilżoną szmatką, a potem jeszcze przetarłem wszystko na sucho. Dokręciłem akumulator, zrobiłem porządek w bagażniku, a chromy świeciły lepiej niż słońce w najbardziej słoneczny dzień. Wyścig z czasem trwał :-).

           Kiedy skończyłem, zabrałem wszystkie potrzebne dokumenty i poszedłem odpalić maszynę. Jechałem bojowo nastawiony sprawdzając od razu na co stać to cudeńko. Jechało sie rewelacyjnie i poza jednym przypadkiem, kiedy podczas hamowania silnikiem samochód zgasł, nie zauważyłem niczego niepokojącego. Maksymalnie jechałem 70 km/h i nabierałem jeszcze większej pewności, że wszystko się uda. Kiedy dojechałem do stacji kontroli pojazdów nie było żadnej kolejki. Drzwi były opuszczone prawie do końca, wiec zaparkowałem i wszedłem do środka pytając czy można zrobić przegląd. Dostałem pozwolenie na wjazd.

           Pierwsze co pan diagnosta zapytał jak tylko wysiadłem z samochodu to czy nie mam dziurawego wydechu :-). Później sprawdził wszystkie światła i wyregulował lewe przednie. Zauważył brak światła mijania. Zdjąłem je, ponieważ nie znałem prawa. Teraz już wiem, że rozporządzenie mówi nie o dacie produkcji samochodu, ale o tym, że samochód musiałby być po raz pierwszy zarejestrowany w kraju przed 1986 rokiem. Toyota została zarejestrowana w 1991 :/. Pan diagnosta ponarzekał trochę na lusterko, ale wytłumaczyłem mu powód wykorzystywania magnesów neodymowych. Następnie wjechał na kanał i wtedy i ja mogłem wreszcie zobaczyć jak wygląda spód samochodu - do tej pory żałuję, że nie nakręciłem filmu, aby pokazać stan nędzy i rozpaczy... Chyba za bardzo przeraził mnie widok :-). W tym momencie stało się jasne, że o przeglądzie, ani samodzielnym powrocie do miasta rodzinnego nie ma w ogóle co marzyć. Pan diagnosta zaoferował możliwość sprawdzenia hamulców za 20 zł, na co oczywiście przystałem, bo chciałem się dowiedzieć co trzeba jeszcze poprawić w Toyocie. Hamulce trzymały dobrze, choć prawy tylny lekko odstawał od pozostałych. Lekko :-).

           Poprosiłem o listę rzeczy do poprawy i Pan był tak miły, że wypunktował mi wszystko co trzeba zrobić. Gdyby były problemy z rozczytaniem to od góry mamy: belka przednia (ostro zjedzona przez rdzę), podłoga (dziury), lusterko lewe (na magnesach, acz mam oryginalne :-)), szyba pasażera (pleksi...), wydech (jedna wielka dziura), tylne przeciwmgłowe (niby jest, ale trzeba znaleźć miejsce, bo zderzaka kroić nie zamierzam), stabilizator przedni - mocowanie, klakson (zastrajkował chyba), siedzenie + mocowanie (obawa, że przy mocniejszym hamowaniu można wylecieć z siedzeniem przez szybę - raczej nie, dlatego znak zapytania :-)). Korzyścią z tego badania, poza poniższą listą, było to, że za samo badanie nie musiałem zapłacić. Niech żyje Pan diagnosta! :-).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz