sobota, 14 stycznia 2012

Operacja "homecoming" - czas przygotowań

Zdecydowałem się na delikatne zaburzenie chronologii całej historii, ale jest to podyktowane bardzo istotnymi względami. Mianowicie już w najbliższą sobotę, 7 stycznia, nastąpi długo oczekiwany i utęskniony dzień osobistego spotkania z moją wybranką KE30! Nie jestem teraz w stanie napisać wszystkiego co działo się zanim ją ujrzałem i w ogóle jak to się stało, że do tego doszło, ale obiecuję nadrobić zaległości i mam nadzieję, że i Was, tak jak mnie, porwie ta historia :-).

            Na początek wrzucę jednak zdjęcia, które otrzymałem od Pana Piotra mailem podczas trwania licytacji. Stan na listopad 2008. Historia poniżej.










Dnia 4 stycznia, po powrocie z urlopu świątecznego, podczas którego snułem oczywiście rozważania na temat Toyoty Corolli i naszej wspólnej przyszłości, zdecydowałem się na wcielenie opracowanego  właśnie wtedy planu w życie. Operacja, która stała się jego częścią, została ochrzczona mianem operacji homecoming. Co prawda niewiele to ma wspólnego z amerykańską tradycją, aczkolwiek jestem pewien, że Toyota Corolla KE30 rocznik '79 zostałaby bez wątpienia Homecoming Queen :-). Chodziło mi bardziej o sprowadzenie jej do nowego domu, którym na razie będzie Warszawa.

            Miałem bardzo duży dylemat związany z tym w jaki sposób przeprowadzic całą operację. Do głowy przyszły mi 3 pomysły:
1) wynajęcie autolawety,
2) samotny wyjazd pociągiem do Kalisza,
3) zorganizowanie kogoś znajomego i uczynnego kto pojechałby ze mną razem do Kalisza, a potem w drodze powrotnej asekurował i w razie potrzeby wziął też na hol.
Zrobiłem również mini sondaż środowiskowy i choć opcja z autolawetą miała najwięcej zwolenników to wrodzony romantyzm i zamiłowanie do przygód skłoniło mnie do tego, żeby wybrać opcję nr 3. Kandydata, Adama, już miałem wcześniej upatrzonego, ponieważ wiedziałem, że jego podejście zbliżone jest do mojego, więc nie byłoby problemu ze zwerbowaniem go. Jak się jednak okazało nie było to takie proste. Otóż postawiłem Adama przed nie lada dylematem. Z jednej strony ogromne chęci oraz wyrywające się serce a z drugiej natomiast odpowiedzialne obowiązki i groźba popadnięcia w kobiecą niełaskę. Nie chcąc stawiać go przed dokonaniem niemożliwego, a przede wszystkim niewłaściwego wyboru (którym byłaby każda z decyzji) postanowiłem zmienić zasady gry i poprosiłem Piotrka. Na pytanie czy chciałby pomóc odpowiedział z rozbrajającą dla siebie szczerością - "chciałbym to trochę dużo powiedziane no, ale pomóc mogę" :-). Taka deklaracja w zupełności mi wystarczyła, więc podziękowałem bardzo i obiecałem, że przekażę mu dokładne szczegóły, jak tylko skontaktuję się z właścicielem samochodu odnośnie możliwości jego odebrania w sobotę.

            Tego samego dnia po południu zadzwoniłem do obecnego jeszcze właściciela Toyoty Corolli Pana Piotra, który to z bardzo szlachetnych pobudek zdecydował się przekazać swój samochód komuś innemu. Moim ogromnym szczęściem, o czym już wspominałem, było to, że trafiło akurat na mnie. Okazało się, że oczekiwał na mój telefon i nawet na mój przyjazd w pierwszy weekend stycznia! Super! Muszę jeszcze dodać, że zaopatrzony zostałem uprzednio przez Adama w bardzo optymistyczną listę rzeczy, które mogą się popsuć lub pójść nie po mojej myśli. Ponieważ ja bardzo optymistycznie podchodzę do całego tematu Adam przejął na siebie ciężkie zadanie bycia moim zdrowym rozsądkiem. Odpowiednio nastawiony zasypałem Pana Piotra niezliczoną ilością pytań. Konkluzja z nich była następująca:
- powietrze w oponie jest (na zdjęciu z aukcji jest flak) i została ona wymieniona,
- światła działają, choć w momencie korzystania z prawego migacza i jednoczesnego hamowania światło stopu po prawej stronie może ulec chwilowej awarii,
- lusterka będą dołączone do zestawu. Na zdjęciach ich brak, a obecny właściciel korzysta z lusterek wyposażonych w magnesy neodymowe,
- hamulce sprawne,
- płyny wszystkie są,
- chłodzenie działa – niedawno kupiony był cooler do -20 stopni
Zapomniałem zapytać o wycieraczki, ale założyłem, że nie powinno być problemu. Pan Piotr za optymalne rozwiązanie uznał wynajęcie autolawety, bo samochód specyficzny i może zdarzyć się wiele nieprzewidzianych sytuacji na trasie - akumulator padnie, instalacja elektryczna zostanie zalana, jakieś spięcie wystąpi, silnik się zaleje, itd. więc jazdę samemu określił mianem wcześniej już wspomnianej przygody. Obiecałem mu, że przygotuję listę zakładów świadczących usługi holownicze w największych miastach oddalonych od siebie o ok. 50 km na trasie Kalisz-Warszawa. Pan Piotr obiecał sprawdzić stan akumulatora i zadzwonić następnego dnia.

            Nie wiem czy dobrze, że upieram się tak bardzo na opcji nr 3, ale naprawdę chciałbym sprawdzić czy między nami będzie chemia i zauroczymy się w jednej chwili czy będziemy docierać się latami ucząc się siebie nawzajem. Tak, cały czas mówię o Toyocie Corolli :-). I mówiąc "chemia" nie mam na myśli żadnych oparów unoszących się wewnątrz samochodu :-). Na moją motywację działa też deklaracja osoby, której imienia nie wymienię z uwagi na jej dobro, a dokładnie dobro jej portfela, ponieważ ów tajemniczy dobroczyńca zadeklarował się dobrowolnie przekazać 1.000 PLN (jeden tysiąc złotych) na cele remontowe KE30!!! Szok! Oczywiście jeśli ów tajemnicza osoba wyrazi takie życzenia w tym poście zajdą odpowiednie zmiany :-)).

To na razie tyle. Postaram się jeszcze dziś nadgonić jeszcze bardziej czas i być już na bieżąco z informacjami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz